
OQO to nieistniejąca już firma, założona w 2000 roku przez byłych pracowników firm IBM oraz Apple. Pomysłem na biznes, wg założycieli, było wyprodukowanie małego komputera, który mógłby się zmieścić w kieszeni. Przez kilka lat zapowiadano model 01, który ostatecznie pojawił się na rynku w 2004 roku.
Koszt takiej zabawki to w tamtych czasach 1999$ w wersji z XP Pro, lub 1899$ w wersji z XP Home (wg kursu dolara z tego okresu daje to skromne 6800zł/6450zł). Posiadał gigahertzowy procesor, 256MB pamięci operacyjnej i 20GB dysku twardego, do tego 5” wyświetlacz 800x480px z modułem dotyku Wacom (jak w Tablet PC), klawiaturę QWERTY, porty USB 1.1, FireWire i słuchawkowe. Rok później nastąpiła premiera zaktualizowanego modelu 01+, natomiast w 2007 pojawiła się seria 02 będąca kompletnie nowym modelem przy zachowaniu poprzedniej koncepcji.
Firma została zamknięta, ze względu na problemy finansowe, w 2009 roku, czyli wtedy, gdy urządzenia UMPC zaczęły swój krótki podbój rynku. Dla przypomnienia, 3 kwietnia 2010 roku św. p. Steve Jobs wprowadził do sprzedaży „new amazing device” jakim był iPad, i tym samym z dnia na dzień rynek UMPC zniknął na rzecz tabletów.
Zero-jeden-plus
Po długich i częstych przesiadkach między różnymi telefonami, tabletami i palmtopami postawiłem wszystko na jedną kartę – czas zakupić UMPC. Urządzenia te nie są mi obce – w recenzjach można znaleźć choćby mój test podobnego, choć sporo nowszego, Aigo P8880 (LINK). Natomiast o zakupie QOQ zadecydował przypadek – nastawiony byłem na zakup jakiegoś Sony Vaio z serii UX, ale możliwość nabycia i naprawy tanim kosztem 01+ przeważyła.
Warto by tu od razu odpowiedzieć na częste pytanie do mnie – „dlaczego UMPC?”. Już się tłumaczę.
Można rozpocząć od prostej sprawy, PDA znudziły mi się, albo nie wystarczały. Każde miało coś, a to kiepski sprzęt, a to niedorobiony system, nawet kultowy HTC Universal miał już w tych czasach więcej wad niż zalet. Android, jak i cokolwiek z ekranem pojemnościowym nie pasuje mi do niczego poza zadzwonieniem, ewentualnie nawigacją podczas wyjazdów rowerowych.
Drugi argument, ten już nie do złamania, kwestia oprogramowania. Kupując urządzenie oparte o procesor ARM jesteśmy praktycznie uwiązani do jednego, mobilnego, systemu (z wyjątkiem tych gdzie pojawiła się normalna dystrybucja Linuksa), natomiast na x86 jesteśmy w sumie wolni. OQO pracuje zarówno na XPku, jak i Debianie Wheezy, a na modelu 02+ pokuszono się nawet o OSX Leoparda. W moim konkretnym przypadku, nie chodziło o sam system, a o konkretne oprogramowanie – NoMachine NX, czyli klient zdalnego dostępu do serwera, z którego korzystam na co dzień. Niestety nie ma on odpowiednika na żadną platformę mobilną poza Maemo, a znów tam jest niestety niedorobiony.
Inną kwestią jest mój niejako pewien dystans do architektury ARM. Wynika on z obecnej sytuacji na rynku. Telefony – ARM. Routery – ARM. Tablety – ARM. Branża dość poważnie spekuluje o niedalekim wejściu tej architektury na rynek komputerów typu PC. A jednym z dobrych przykładów, jest powstanie Windows 8 na tę architekturę.
No dobrze, ale co z ARM jest nie tak? Prosta rzecz – ich licha wydajność. Obecne czterordzeniowe procesory w tabletach, wydajnością odpowiadają w najlepszym wypadku dziesięciolatkom klasy Pentium III – Pentium IV. I nie dajmy się przyćmić odtwarzaniu 1080p choćby – za to odpowiadają nie procesory, a układy graficzne, zwykle potrafiące sprzętowo dekodować filmy. Moim zdaniem (i nie tylko moim), kompletne przeniesienie się na ARM oznacza cofnięcie się branży IT o dekadę wstecz – a patrząc po (de)ewolucji interfejsów programów, wszystko do tego jakby dąży.
Twarde sprawy, czyli hardware.
Era modeli 01 i 01+ przypada na lata 2004-2006, czyli lata odległe od czasów 1 GHz Pentium III czy też Athlona, jeszcze bez przyrostka „XP”. W tych latach na rynku dostępne było już 64 bitowe Pentium 4 3.0GHz, a w bliskich planach, jak nie produkcji, znajdowały się pierwsze Core2Duo. Niestety prądożerność procesorów dyskwalifikowała je z zastosowania w tak małym urządzeniu.
Z pomocą przyszła tu mało znana firma Transmeta, ze swoim procesorem Crusoe. Procesorem, któremu można by poświęcić oddzielne dwa artykuły. Mocno streszczając, wewnętrznie procesor ten jest programowalny, dopiero po wczytaniu odpowiedniego programu staje się procesorem docelowym – w tym wypadku zgodnym z „desktopowym” x86. Na demonstracjach uruchamiano na nim choćby wirtualną maszynę Javy, z pominięciem jakiegokolwiek systemu operacyjnego.
Procesor Transmety miał jedną ważną zaletę płynącą z jego nietypowej konstrukcji. Maksymalny pobór mocy na poziomie 5W, co Intelowi udało się dokonać dopiero w serii Atom. Tym samym, zachowując przeciętną wydajność sprzęt był jednocześnie mało prądożerny. Model 01+ wyposażono w 512MB niewymienialnej pamięci DDR (01 posiadał 256MB), współdzielonej (16MB) z kartą graficzną. Karta ta, Lynx 3DM+ produkcji Silicon Motion, wspiera obsługę DirectX 3D. Za wyświetlanie obrazu odpowiada LCD o przekątnej 5 cali i rozdzielczości WVGA – 800×480 pikseli. Oprócz tego zastosowano moduł WiFi w standardzie 802.11B i Bluetooth 1.1.
Urządzenia wskazujące to wbudowany w klawiaturę (slider, 57 klawiszy) Trackpoint, oraz dotyk wykonany przez Wacoma, czyli magnetyczny.
Złącza rozszerzeń, wbudowane w urządzenie to jedynie mała wersja FireWire, port USB 2.0 (w 01 port w wersji 1.1), oraz wyjście słuchawkowe. Prócz tego znajduje się tu oczywiście złącze ładowania, oraz do specjalnego kabla, pełniącego funkcję stacji dokującej.
Ów kabel posiada na swojej długości kilka złączy – idąc od strony urządzenia: kolejne FireWire, złącze ładowania (kabel blokuje to w komputerze), drugie USB 2.0, wyjście głośnikowe, kartę LAN 10/100 oraz na końcu wtyk VGA do monitora.
Komplet czyni akumulator – standardowo dołączany jest taki o pojemności 4Ah (14.8Wh), jako opcjonalne akcesorium dostępny jest powiększony 8Ah (29,6Wh).
Jeśli chodzi o pamięć masową – mamy tu dysk twardy 1.8” w standardzie Toshiby (określanym czasem jako CF ze względu na podobieństwo złącz) o pojemności 30GB (20 w modelu 01). Miłym akcentem w tej kwestii jest zastosowanie akcelerometru – oprogramowanie blokuje dysk w wypadu wykrycia nagłego przeciążenia (czyli upadku).
Co w opakowaniu piszczy?
Urządzenie sprzedawane było fabrycznie z kompletem akcesorii. W pudełku, prócz urządzenia, rysika i baterii znajdował się oczywiście zasilacz (tu zależnie od opcji – typowy sieciowy, lub podwójny – działający zarówno z gniazdka jak i z samochodowej zapalniczki). Prócz tego znajdował się tam futerał na urządzenie, wcześniej wspomniany kabel „dokujący”, podstawka na biurko oraz płyta z systemem operacyjnym i sterownikami.
W tym miejscu warto wspomnieć, że pomimo umieszczenia systemu i oprogramowania na jednej płycie, nie zostały one zintegrowane. Tym samym, instalujemy czysty system operacyjny, zaś sterowniki i oprogramowanie producenta doinstalowuje się zaraz po uruchomieniu czystego systemu. Moim zdaniem, patrząc na to jak bardzo producenci integrują w system w nowych laptopach, takie rozwiązanie jest najlepsze.
Inną sprawą jest, że do instalacji systemu potrzebujemy napęd CD na USB, a takiego już w komplecie nie uświadczymy.
Opcjonalne akcesoria to akumulator, oraz przystawka prezentacyjna – czyli wtykana bezpośrednio w urządzenie przelotka na wyjście monitorowe VGA.
Pierwsze wrażenia
Ogromne wrażenie dają małe wymiary. Pomimo że nie jest to pierwszy mały UMPC jakiego przyszło mi trzymać w rękach. Urządzenie mierzy 12.7×8.9×2.2cm (2.7 grubości w wypadku akumulatora powiększonego) i waży odpowiednio 398g/498g (pozbawione akumulatora 280g).
Będąc szczerym, waga nawet z standardowym akumulatorem, daje się odczuć w kieszeni, choć tragicznie nie jest. Dopiero powiększony akumulator raczej wymusza umieszczenie urządzenia w torbie. Dodatkowo w jego przypadku trzeba się nieco nagimnastykować aby włożyć OQO do fabrycznego futerału, ale nie jest to ogromnym problemem.
Bateria, nowa (obie jakie posiadam były regenerowane), wytrzymuje odpowiednio do 2.5 godziny i do 5 godzin. Wszystko zależy oczywiście od obciążenia. Czy jest to dużo, czy mało – to musi każdy ocenić sam. Choć w przypadku krótkich wypadów do miasta wystarczy mała, a w przypadku dłuższych i tak zwykle zabiera się coś, w czym bez problemu umieścimy urządzenie z dużą baterią.
Akumulatory posiadają bardzo miły dodatek – miernik naładowania. Na tyle urządzenia znajdują się cztery diody reprezentujące stan baterii, oraz przycisk do jego sprawdzenia. Pełnią one również funkcję informacji o ładowaniu – podczas ładowania zapalają się cyklicznie aż do aktualnego stanu akumulatora. Dopiero po pełnym naładowaniu przestają świecić.
Klawiatura posiada 53 klawisze (+2 dla myszki), posiada co ważne sekcję numeryczną, oraz klawisze specjalne (uzyskiwane przez kombinację z klawiszem FN), czego zabrakło choćby w wspomnianym wcześniej Aigo P8880. Klawiatura oczywiście jest kciukowa, z początku wydaje się niewygodna, ale już drugiego dnia bez problemu napisałem na niej dłuższy tekst. Sporą wadą jest brak klawisza Alt Gr, co owocuje trudnością we wpisywaniu znaków narodowych.
Klawisze Shift, FN, Ctrl i Alt wyposażone są w diody wskazujące ich wciśnięcie – nie musimy ich trzymać celem wywołania kombinacji klawiszowej. Jedno naciśnięcie „trzyma” do najbliższego naciśnięcia przycisku (dioda wtedy pulsuje), dwa trzymają na stałe (dioda świeci).
Ciekawym dodatkiem do sterowania jest pokrętło typu jog-dial. Kręci się naturalnie w obie strony + można je wcisnąć. O jego różnorakich funkcjach napiszę za chwilę.
Wykonanie, pomimo że wielokrotnie czytałem narzekania, moim zdaniem nie budzi zastrzeżeń. Obudowa to coś w stylu stopu magnezu znanego z ThinkPadów, pociągnięta jest rodzajem gumy (?) , w każdym razie nie ślizga się w rękach i jest miła w dotyku. Naturalnie, z czasem się ściera, co w moim przypadku widać głównie u dołu urządzenia.
Warto zatrzymać się na moment przy samym wyświetlaczu LCD. Ze względu na sporą rozdzielczość (czasy Retiny to w końcu 8 lat różnicy) kolory są mało nasycone, choć tragedii nie ma. Trzeba też przyczepić się do podświetlenia, jest ono pięciostopniowe (gdzie dolny to wyłączone w ogóle), niestety maksimum, które i tak względem modelu 01 zostało poprawione, jest na styk do pracy w pomieszczeniu.
LCD jest wykonany w technologii Transreflective, niczym wiele urządzeń typu PDA. Co to oznacza dla użytkownika? W odróżnieniu od większości nowego typu matryc matowych, gdzie stojąc na słońcu podświetlenie trzeba ustawić na maksimum (a te lustrzane już dla dobra sprawy pomijając), tu owe podświetlenie… wyłączamy. Tak, tym samym uświadczamy istotę ekranów tego typu – potrafią zebrać światło otoczenia i jak jest dosyć mocne, nie potrzebują tym samym podświetlenia własnego.
Boki trochę szpecą wystające elementy. Wiele osób zastanawiało się co to jest? Otóż spieszę z odpowiedzią: Anteny WiFi! Tak, dość ciekawe zagranie, acz na dodatek ich śrubami przymocowany jest slider. Mimo wszystko, wygląda to dosyć specyficznie.
Za dźwięk odpowiada mały głośniczek mono. Jest on słabej jakości, nawet w porównaniu z gorszymi smartfonami, natomiast względem modelu 01, który zwyczajnie głośnika nie posiadał, jest to spora zmiana na lepsze. Wbudowany mikrofon zbiera głos przyzwoicie, natomiast wycie wiatraka i tak psuje efekt.
Na miękko – software
Model 01+ sprzedawany był w trzech konfiguracjach oprogramowania – do wyboru mieliśmy Windows XP Home Edition, Professional oraz Tablet PC Edition. Mój pracuje pod kontrolą tego drugiego. Producent na szczęście nieznacznie integrował w system, to też jedyne widoczne programy związane są bezpośrednio z zarządzaniem sprzętem.
Kosmetyczną modyfikacją dotykającą interfejs, jest aranżacja przez OQO stylu „Luna” – przy czym całość polega na przestawieniu czcionek na większe, oraz ikon na 48px. Po chwili styczności powróciłem do standardowych ustawień systemowych – nie zależnie czy w soczewkach, czy w dość słabych już okularach (jak przystało na informatyka, wada wzroku prawie -5), nie ma najmniejszego problemu z odczytem treści. Dla osób które nie miały tego typu urządzenia w ręku może to wydawać się dziwne, ale wbrew pozorom ostrość wyświetlacza robi swoje.
Oprogramowanie producenta dodaje dwie ikonki w obszarze notyfikacji – jedna pokazuje aktualny kąt obrotu ekranu, a po kliknięciu możemy go zmienić, za to druga związana jest z obsługą jogdiala i całym zarządzaniem sprzętem. Podwójne kliknięcie przenosi nas do apletu OQO Settings, sama ikona wskazuje na aktualną funkcję jogdiala, a tych jest kilka, przełączanych jego wciśnięciem:
Pojedyncze wciśnięcie powoduje przeskakiwanie pomiędzy trzema opcjami: przewijaniem poziomym, przewijaniem pionowym oraz zmianą poziomu głośności. W każdym z przypadków na ekranie pojawia się stosowna informacja.
Podwójne wciśnięcie przenosi nas do funkcji związanych z ukrytymi zmianami w interfejsie. Pierwszą z nich jest przełączanie programów za pomocą kombinacji Alt+Tab, które zostało zastąpione autorskim programem OQO. Tak naprawdę główną różnicą poza wyglądem dymka jest to, że nie znika on od razu, wybór trzeba zaakceptować. Druga, to Launcher aplikacji, zrealizowany dokładnie w ten sam sposób.
Osobiście korzystam jedynie z funkcji zmiany głośności, gdyż wielokrotne wciskanie jogdiala do najwygodniejszych i najszybszych nie należy. A bez wciskania i tak działa jako strzałki góra/dół, co większość programów interpretuje jako przewijanie.
Więcej dodatkowych programów od producenta nie otrzymujemy, oczywiście poza aplikacjami ustawień karty dźwiękowej i Wacoma, ale te już są powiązane stricte ze sterownikami.
Zaglądając do BIOSu, mamy dostępne niewiele opcji. Poza standardowym ustawieniem daty i czasu, wybraniem kolejności odpalania (dysk, CD-ROM USB, dyskietka USB, w najnowszej wersji również LAN PXE) ma jedną, dość nietypową funkcję. Jak wspomniałem wcześniej, wystające elementy po obu stronach urządzenia to anteny. Otóż, w BIOSie wybieramy, która z nich jest aktywna. Nietypowe jak na laptopa, gdzie zwykle karty mPCI/mPCIe posiadają dwie aktywne anteny, ale zastosowanie kontrolera na USB wiele wyjaśnia w tej kwestii.
Nie testowano na zwierzętach
Z oczywistych względów postanowiłem wykonać kilka testów sprzętowych. Już teraz wyjaśnię pewną rzecz, tyczącą się testów syntetycznych procesora: Crusoe ze względu na nietypową architekturę potrafi upraszczać sobie niektóre powtarzające się w kółko (tzw. iteracyjnie) instrukcje, dzięki czemu cały kod wykonuje tylko raz, a za każdym kolejnym razem idzie na skróty. Jest to jak najbardziej dobre zachowanie, natomiast w syntetycznych testach, które polegają mniej-więcej na właśnie takich zapętleniach instrukcji, wydajność wychodzi sporo wyższa niż wygląda to w rzeczywistości.
Na początek testy baterii. Konfiguracja testowa:
– bateria naładowana do pełna
– podświetlenie 50%
– połączenie WiFi z internetem, podpięty dysk sieciowy
– Winamp odtwarza muzykę z dysku sieciowego non-stop (= ciągłe obciążenie WiFI)
– wyłączone usypianie urządzenia, jak i wyłączanie podświetlenia/dysku twardego.
Wykres został opracowany na podstawie logu programu Battery Status v0.99 (link na końcu artykułu). Oczywiście po drobnej obróbce w celu połączenia ich w jeden. Czerwony kolor to bateria zwykła, zielony – powiększona. Jak widać, obyło się bez niespodzianek – obie rozładowywały się liniowo, odpowiednio w 2:25h i 4:50h.
Testy wydajności dysku jak zwykle odbyły się przy użyciu CristalDiskMarka. Na zrzucie z klasyczną belką OQO, z niebieską SSD w Aigo P8880 a oiwkową eeePC 901. Przy odczycie różnica w porównaniu z Aigo jest niewielka, natomiast w wypadku zapisu dysk w OQO rozłożył ten z Aigo na łopatki.
Wychodząc naprzeciw zwykłym porównaniom za pomocą od dawna niemiarodajnego programu SuperPI, procesor został przetestowany przy użyciu y-cruncher’a. Jedyna różnica jest między nimi taka, że ta druga potrafi w pełni wykorzystać moc każdego procesora. Wynik – 12 sekund, to ponad 6x więcej od Core2Duo E6300 (2×1.66).
Pozostała jeszcze jedna, mniej przyjemna informacja. A mianowicie coś, do czego nawiązanie znajduje się w odpowiedziach na końcu artykułu – wydajność karty graficznej. A właściwie, niestety, jej brak. Układ firmy SiliconImage otrzymał w 3D Mark 2001SE zaledwie 176 punktów.
Wolność, wolność! Aka Linux Inside.
Nie mogłem nie zainstalować Linuksa. Padło jak zwykle na Debiana Wheezy. Instalacja obeszła się bez większych problemów, natomiast już po instalacji należało doinstalować firmware od Atmela, oraz niestety ręcznie napisać xorg.conf. Bez tego X.org od którejś wersji niepoprawnie rozpoznaje rozdzielczość (odpala w uciętym 800×600), oraz nie działa od ręki tablet.
Jedyna smutna wiadomość to fakt, że linuksowy sterownik WiFi nie wspiera szyfrowania WPA. Z informacji dostępnych w internecie, jest teoretycznie możliwe dokonanie tego bezpośrednio w firmware, natomiast działającej wersji na obecną chwilę jest niestety brak.
O jasny zakręt! Co denerwuje?
Głośność i temperatura. Niestety. Rozpędzający się wiatrak został użyty jako intro ostatniej Audycji Mobilnych, w której porównywaliśmy tablety z UMPC (LINK). Owszem, podczas pracy nie kręci się na maksimum, ale przy większym obciążeniu wyje do przesady. Do tego dochodzi wysoka temperatura urządzenia – wielu recenzentów podsumowywało to niemożnością utrzymania urządzenia w dłoni (!). Jest to fakt autentyczny i jednocześnie porażka producenta – otóż w urządzeniu za 2000 dolarów, wystarczy wymienić pastę termoprzewodzącą z białej papki na taką z miedzią wartą 10zł, i nagle, jak ręką odjął, temperatura spadła o jakieś 20 stopni w dół. Tym magicznym trikiem urządzenie nadaje się z powrotem do pracy.
Inną rzeczą, która może irytować użytkownika, jest zastosowanie dotyku magnetycznego, czyli wspominanego już wcześniej Wacoma. Ci, co korzystali wcześniej z tego typu rozwiązania powinni być przyzwyczajeni, natomiast nowy użytkownik na pewno zwróci uwagę na dziwne zachowanie kursora względem rysika i „niemożność dokładnej kalibracji”. To właśnie wynika z specyfiki Wacoma, która powoduje to, że rysik nachylony wskazuje nieco w innym miejscu niż jego czubek.
Ostatnią, dość ważną sprawą dla europejskich użytkowników jest zasilacz. Ten, uniwersalny na napięcie 115 jak i 230V, z tym drugim napięciem sobie nie radzi (z reguły raporty donoszą o wersji z ładowarką samochodową), a objawia się to zwyczajnym spaleniem części sieciowej. Bo z zapalniczki nadal działa bez problemu. Prostym obejściem, acz wymagającym lutownicy, jest zakup zwykłego małego zasilacza impulsowego 5V około 3.5-4A, gdyż urządzenie pomimo dwóch różnych napięć (4.2 i 4.8V wg opisu, 5 i 6V wg miernika) z 5V ładuje się i funkcjonuje bez problemu.
Nieco drażniącym elementem może byc widoczne delikatne „mrowienie” (ciężko to określić w słowach) obrazu przy zmianie częstotliwości procesora, która odbywa się dynamicznie. Efekt jest taki, jakby były delikatne zakłócenia w tle – prawie nie widoczne, nie wpływa w żaden sposób na obraz, ale jest.
Q&A, czyli „oko” w pytaniach i odpowiedziach.
Od naszych słuchaczy otrzymałem kilka pytań. Poniżej umieściłem na nie odpowiedzi:
1. Najbardziej zaawansowana graficznie gra jaką się udało płynnie odtworzyć na oqo (obstawiam, że to będzie UT 2004) (…). Jak wrażenia z grania?
Z grami jest naprawdę licho, nikt nie projektował urządzenia pod tym kątem. Aby działała akceleracja D3D trzeba ustawić głębię ekranu na 16 bit. Przy tym ustawieniu Counter-Strike 1.6 chodzi na granicy płynności.
Mimo to mogę napisać, że wrażenia z grania byłyby kiepskie – dosyć ciężko będzie obsługiwać jakąkolwiek strzelankę, itp. za pomocą dwóch kciuków. Fakt, że trackpoint aż się prosi o zastosowanie niczym analog w PSP, ale tego raczej żaden producent gier na PC nie przewidział.
2. Czy oqo działa na zasilaczu bez baterii? (jakby można było to jest pole do popisu, by zrobić jakiś customowy system zasilania ;) np. z aku żelowego). A propos – jak dorwać rozszerzoną baterię do wersji 1.?
Bez baterii działa. To nie telefon/tablet tylko normalny pecet ;) Gniazdo jest nietypowe, pięciopinowe, ale wystarczy podać na odpowiednie piny napięcie 5V i chodzi bezproblemowo.
Zakup akumulatora powiększonego – na Ebayu można je często spotkać u sprzedawcy jtfair, który jest znanym członkiem społeczności OQOasis i zajmuje się praktycznie tylko urządzeniami tej firmy. Akumulatory regenerowane, ale nie ja jedyny zakupiłem swój właśnie u niego i faktycznie, pracuje jak nówka. Koszt to 65 dolarów + 20 wysyłka do PL.
Miłym aspektem jest łatwość regeneracji – po zakupie odpowiednich ogniw (to najtrudniejsze) wystarczy je wlutować na swoje miejsce, oraz przeprowadzić reset elektroniki. Z tym, że w odróżnieniu od typowych akumulatorów, tu reset polega na przytrzymaniu guzika od stanu baterii przez około 25 sekund, a po puszczeniu przez kolejne 3 sekundy.
3. Czy testowałeś Kitor „solar charger” z oqo?
Niestety nie mam dostępu do takiego urządzenia. Zmierzony pobór prądu podczas samego ładowania to około 2W (daje to około 400mA), natomiast włączonego urządzenia na ładowarce dochodził do 28W (!, ale pomiar na ładowarce, która potrafi oddać 20W, więc trzeba odliczyć jej sprawność). Nie wydaje mi się aby prosta ładowarka słoneczna sprostała temu wyzwaniu.
4. Czy YouTube przycina na oku?
Pod Google Chrome 360p chodzi 'na styk’. Faktem jest, że procesor wspiera jedynie instrukcje MMX, a Adobe w najnowszych wydaniach Flasha (10.3 i w górę) porzuciło sprzętowe wsparcie dla procesorów bez SSE2.
(Moje) zastosowanie
Przede wszystkim tak jak napisałem na początku artykułu, zdalna administracja i ogólnie dostęp do serwera poprzez protokoły NX i SSH. Nawet gdyby ten pierwszy istniał na Androida, to znów nie znam urządzenia które posiadało by ekran ponad 4 cale, klawiaturę QWERTY i dało się je obsługiwać rysikiem (a przy takiej rozdzielczości nie ma co się bawić w korzystanie za pomocą kciuka, ekrany pojemnościowe na tym poziomie mają praktycznie zerową dokładność).
Reszta to tak naprawdę praca i zabawa. Od programów do internetu i poczty (Opera Mobile 11, Thunderbird), przez filmy i muzykę, po… mapy topograficzne. Tu wydajnością jak i ekranem zdecydowanie wygrywa z moim HTC Magicem.
Epilog
W wypadku tej recenzji, czy też bardziej Flashbacku, postanowiłem nie rozpisywać wad i zalet. A to z prostego powodu – OQO 01+ zawiera dużą liczbę rozwiązań które jednym przypadną do gustu, innym nie. Ciężko być w tej kwestii obiektywnym, czego sam doświadczyłem, kiedy znając urządzenie tylko z opisów użytkowników, trafiło w moje ręce. W każdym razie, ja jestem zadowolony, a zadowolenie użytkownika jest chyba zawsze najważniejsze, niezależnie od tego na jaki temat piszemy.
Natomiast w tym miejscu chciałbym zamieścić nieco „wiedzy użytecznej”, która przyda się każdemu, kto ma, lub będzie miał styczność z tym UMPC w przyszłości. Niestety praktycznie wszystko po angielsku, ale Tłumacz Google sobie świetnie z nimi radzi.
OQOasis – forum i nieoficjalny serwis (!) urządzeń OQO: http://oqoasis.com
OQOtalk – również ogromna społeczność użytkowników OQO, niestety bez podziału forum na urządzenia: http://oqotalk.com
Opis użycia zasilacza 5V z OOQ: http://ekawahyu.blogspot.com/2008/06/howto-hacking-power-supply-for-umpc-oqo.html
Battery Status: http://users.rcn.com/tmtalpey/BattStat/
Update
Po dwóch miesiącach posiadania urządzenia zebrało mi się parę myśli, oto one.
Pierwszą rzeczą, jest problem nadmiernego nagrzewania się procesora. Owszem, występuje on, ale tylko na wysoko wydajnościowych profilach zarządzania energią. Na profilu Max Battery taktowanie ustawione jest na sztywno na 300MHz (można to delikatnie odczuć), natomiast wentylator w najgorszym wypadku załączał się na niskie obroty. W przypadku Winampa, nie załączał się w ogóle.
Druga sprawa – nieszczęsna porysowana warstwa anty-refleksyjna, widoczna na jednym ze zdjęć. Na forum OQOtalk pojawiły się wątki o dość inwazyjnych próbach jej usunięcia. W moim przypadku, sprawę załatwiłem bezinwazyjnie – jeden z płynów do mycia szyb + miękka szmatka załatwiły sprawę. Ekran co prawda błyszczy, ale w pomieszczeniu nie zmienia to niczego, za to w słońcu spokojnie można pracować bez podświetlenia – jeszcze lepiej zbiera światło.
Urządzenie (jak zapewne każdy UMPC < 5 cali) świetnie sprawdza się tam, gdzie nie zabierzemy normalnego komputera. Sprzęt przejechał ze mną na rowerze całą jurę Krakowsko-Częstochowsko-Wieluńską (relacja z wyjazdu -> LINK). Na dowód: „takie tam, w Ogrodzieńcu” ;)
Komentarze