
Tak się stało że mój sprzęt mobilny odmówił posłuszeństwa w zbliżonym do siebie czasie w okresie przedświątecznym i poświątecznym czyli wtedy gdy niemal każdy narzeka że nie ma pieniędzy.
Pierwszy odpadł wysłużony Samsung i600, którego min. suszyłem suszarką aby w ogóle się uruchomił jednak tym razem padła fonia. Miesiąc po nim odpadł LG Swift z pajączkiem na ekranie.
Gdy w i600 przestał działać mikrofon, GT 540 szybko stał się moim telefonem a karta iPlus wylądowała na półce. O ile Swift sprawdzał się jako odtwarzacz muzyki i prosta przeglądarka maili i stron internetowych to już jako telefon było gorzej.
Urządzenie miało w swej pamięci ROM Android’a 2.3, który nie posiadał opcji kalibracji ekranu co wiązało się z pewnymi utrudnieniami podczas pisania smsów. Cieszyła natomiast bateria. Telefon ładowałem co 2-3 dni.
Brakowało mi jednak urządzenia w drugiej kieszeni, które ma stały dostęp do internetu. Dziś bez internetu przy sobie to jak bez ręki.
Zacząłem rozglądać się za jakimś ciekawym PDA. Po głowie chodził mi HTC G1 ale uznałem że to jednak nie będzie najlepszy pomysł z powodu kiepskich parametrów. Napaliłem się na HTC Leo.
Byłem już bliski zakupu lecz nagle stwierdziłem że może by tak zaoszczędzić trochę pieniędzy i kupić coś tańszego. Pomyślałem o iPodzie Touch 4G. Pomysł ten nie przetrwał nawet dnia. Brak slotu SIM to wada skreślająca PDA w dzisiejszych czasach. Dostałem olśnienia:
– Przecież iPod ze slotem kart SIM istnieje! Nazywa się iPhone!
Popatrzyłem na ceny 3GS i sobie odpuściłem.